piątek, 22 czerwca 2012

Silencieux. [1/1]


Milion razy zastanawiałem się nad sensem swojego istnienia bez tak ważnego elementu jakim był Tom. Każdego dnia w mojej głowie rysowały się obrazki z naszych wspólnych dni, które niczym album, ukazywały najpiękniejsze chwile mojego życia. Zostawił mnie. Po 21 latach zostawił samego na pastwę losu. Nie dzwoni, nie pisze, nie odbiera moich telefonów, ignoruje mnie. Nie mam żadnej pewności, że o mnie myśli, że pamięta. Ta cholerna cisza każdego dnia rozbija mnie na kawałki. Mimo tego, ani przez chwilę nie przestałem go kochać.

- Tom to twój partner, tak?

Kochanek. Nigdy nie nazwał mnie swoim partnerem. Mimo, iż oddawałem mu się w całości, nie byłem jego facetem. Może wtedy byłoby łatwiej, ale ja zawsze byłem... i nadal jestem jego bratem. Jego drugą połówką - jesteśmy bliźniakami.

Podniosłem wzrok znad brulionu, w którym miałem zapisywać swoje uczucia. Po tym miało mi się zrobić lżej. Blondyn naprzeciw mnie, zajmujący skórzany fotel, spojrzał niepewnie w moją stronę, najwyraźniej oczekując wyjaśnień.

Nie przesłyszał się pan. Tom to mój brat. Mój bliźniak, z którym spędzałem upojne noce. Jeśli nadal to do pana nie dociera, pieprzyłem się ze swoim bratem...

Moje powieki za wszelką cenę chciały uwolnić łzy gromadzone od dłuższego czasu w moim wnętrzu. Nie pozwalałem im ujrzeć światła dziennego. Mina psychoterapeuty była nie do opisania, trudno określić co wyrażała. Powiedziałbym, że było to coś na pograniczu zdziwienia i jednocześnie ciekawości. Nic nie mówiąc, wstał od szklanego stolika i swoje kroki skierował ku dębowemu biurku, na którego blacie stała mała, srebrna taca z wodą.

Wiem, myśli pan, że jestem nienormalny, że to chore pieprzyć swojego bliźniaka. Prawda jest taka, że do pewnego momentu też tak myśleliśmy, obaj się tego wystrzegaliśmy. Ani ja, ani Tom do końca nie chcieliśmy się przyznać, że łączy nas coś więcej niż magiczna więź pomiędzy bliźniakami. To miał być jeden raz...

Wziął w usta łyk bezbarwnego napoju i przełykając go z trudem, spojrzał w moją stronę.

- Kiedy się to zaczęło?

5 lat temu. Byliśmy normalnymi osiemnastolatkami. Tom od zawsze interesował się sportem, trenował piłkę nożną. Z kolei mnie kręciła muzyka. Pisałem teksty odkąd skończyłem 10 lat. Tworzyliśmy normalną rodzinę...

Uśmiechnąłem się na wspomnienie tych wszystkich beztroskich chwil z naszego życia. W ciągu kilku sekund, przez moją głowę z prędkością światła przeleciały obrazy, gdy Tom się mną opiekował kiedy byłem chory, gdy wstawiał się za mną u dryblasów, którzy chcieli mnie bić, gdy ja sam narażałem się nauczycielom, przekonując ich o chorobie Toma, podczas gdy ten postanowił wybrać się na wagary…

- Kiedy zorientowałeś się, że Tom jest dla Ciebie kimś więcej niż bratem?

Zawsze to czułem. Po prostu nie dopuszczałem do siebie myśli, że Tom mógłby być kimś więcej. Aż do chwili, gdy...

- Spokojnie. Weź kilka głębszych oddechów. Napisz co czujesz. Jedno słowo, które najlepiej określa to, co czujesz w tym momencie.

Pustka. Nicość. Złość. Rozczarowanie. Rozpacz. Żal. Samotność. – miałem z czego wybierać, jednak jedno słowo nie było w stanie określić uczucia, które towarzyszyło mi przez te kilka sekund. Posłuchałem terapeuty, wziąłem głęboki oddech, przymknąłem oczy i postanowiłem kontynuować.

Aż do chwili, gdy ujrzałem jego niemal w stu procentach nagie ciało. Poszliśmy ze znajomymi na basen. Miałem wtedy 18 lat. Tom był mokry, a strumienie wody, spływające z jego włosów, wyznaczały ścieżkę do jego penisa. Obserwowałem to i czułem narastające podniecenie. Tom popatrzył na mnie i lekko się uśmiechnął. Miałem nadzieję, że nie zauważył, że moja twarz pokryła się rumieńcem. Odwróciłem się na pięcie i poszedłem wziąć prysznic, chciałem zmyć z siebie zapach chloru, a przede wszystkim nieczyste myśli związane z moim bratem. Nie pierwszy raz widziałem go bez koszulki, ale wtedy coś we mnie pękło, nie potrafiłem kontrolować swoich myśli. Odkręciłem kurek z zimną wodą i lałem strumień na swoje ciało, by spływał dokładnie tak jak u Toma. W pewnej chwili poczułem na swoim ciele czyjeś ręce. Chciałem krzyczeć, ale tak dobrze mi znany, łagodny głos szeptał do ucha uspokajające słowa. Objął mnie od tyłu, a jego dłonie starannie masowały moje podbrzusze i schodziły coraz niżej. Byłem w szoku, zapytałem co robi, a on kazał mi się zamknąć. Odwrócił mnie w swoją stronę i zaczął namiętnie całować. Bez zastanowienia rzuciłem się na niego i w dość łapczywy i niestaranny sposób zacząłem oddawać pocałunki. Czułem się dziwnie, ale było mi tak dobrze… Nie wiedziałem co się dzieje, zimna woda próbowała schłodzić moje ciało, ale bez większych efektów. I właśnie wtedy po raz pierwszy powiedział mi, że mnie kocha, że już dłużej tak nie może… To było niewiarygodne. Nie sądziłem, że Tom i ja…, że to nie tylko ta magiczna więź, o której bez ustanku mówiliśmy znajomym. Kochałem go i wiedziałem to od dawna, ale nigdy nie spodziewałem się, że on może traktować mnie w inny sposób. Nie jak swojego brata, ale jak kogoś, przy kim budziłby się każdego ranka z uśmiechem na twarzy, planując dalszą część dnia. Mijały dni, miesiące, później lata… było nam ze sobą naprawdę dobrze. Pewnego dnia pokłóciliśmy się, nawet nie pamiętam o co… Tom, zdenerwowany wybiegł z domu, trzaskając drzwiami i już nie wrócił. Nigdy więcej go nie widziałem. Już nigdy więcej nie powiedział mi jak bardzo mnie kocha, jak bardzo jestem dla niego ważny…

- Bill, powiedz mi: dlaczego do mnie przyszedłeś?

Chciałem z kimś o tym porozmawiać, chciałem zapomnieć.

Kłamałem. Wszystkie te wizyty były tylko pretekstem by na nowo przeżyć to, co kiedyś. By zamknąć oczy i  kolejny raz zobaczyć jego idealne ciało. Bez niego nie było to tak prawdziwe, ale wspomnienia nie bolały. Wręcz przeciwnie, dawały mi powód, bym wstawał rano z łóżka tylko po to, żeby przez kolejne godziny zastanawiać się gdzie właściwie jest, czy tęskni za naszymi rozmowami, czy jest szczęśliwy. Wcale nie miałem zamiaru o nim zapomnieć i wiedziałem, że cała ta terapia jest zbyteczna. Tom mnie zostawił, odszedł bez pożegnania, ale wybaczyłem mu. Wybaczyłem wszystkie kłótnie, wyzwiska. Wybaczyłem, że mnie zostawił, choć obiecał być ze mną do końca moich dni. Zawsze dotrzymywał danego słowa, tym razem było inaczej. To ja byłem z nim do jego ostatnich dni. 12 grudnia zginął w wypadku samochodowym. Od tamtego dnia minęły dwa lata, a ja, siedząc przed jego marmurową mogiłą ukrytą w zaciszu berlińskiego cmentarza, przyłożyłem nóż do swojego nadgarstka i pozwoliłem życiu stopniowo opuszczać moje ciało. Ostrze noża uszkadzało moją skórę i wnikało coraz głębiej. Zebrałem palcem strużkę czerwonego płynu, którym obok jego imienia, pisałem swoje. Uśmiechnąłem się lekko do siebie i przymknąłem oczy. Po niedługiej chwili zobaczyłem jego twarz. Różniła się od tej, która co noc nawiedzała mnie w snach, która za każdym razem, gdy zamykałem oczy, pojawiała się przed nimi i uśmiechała do mnie. Teraz była w stu procentach prawdziwa. Czekoladowe tęczówki karmiły mnie oddechem. Czułem, że wreszcie żyję. Tom spojrzał w moje tęczówki i zanucił ‘Ich will da nich’ allein sein lass uns gemeinsam in die Nacht’. W jednej chwili cały świat mignął mi przed oczami, wszystkie te cudowne chwile, które razem mieliśmy okazję dzielić. Uśmiechnąłem się i dokończyłem: ‘Nimm mich mit und halt mich sonst treib ich alleine in die Nacht.’ Odpłynęliśmy razem i od tej pory dzieliliśmy wieczność.

2 komentarze:

  1. muszę przyznać, że intrygujący początek. mi się spodobało, dlatego lecę czytać kolejną cześć ;) co do ostatniego pytania, na które Bill skłamał - uważam,że do terapeuty chodzi się po to, by właśnie przez wspomnienia do czegoś dość. a nie zapomnieć.

    kbill

    OdpowiedzUsuń
  2. wszystko ładnie, pięknie, mi się baaardzo podobało. tylko błagam, nie chcę przy kolejnym siedzieć i płakać jak bóbr. źle się z tym czuje :-D

    kitasowa.

    OdpowiedzUsuń